Słońce właśnie wstawało nad miastem. Przykuta do ściany
dziewczyna mogła zobaczyć tylko tyle przez kraty w półkolistym oknie
umiejscowionym tuż przy samym suficie celi. Wpadały przez nie blade promienie
światła, słabo oświetlające wymurowane kamieniem pomieszczenie. Była to
prawdopodobnie piwnica. Jej nieprzytomne oczy, nieprzyzwyczajone do jasności,
bardzo łzawiły, gdy tylko podnosiła wzrok z nad podłogi w stronę ulicy
znajdującej się na zewnątrz. Dochodziły ją stamtąd odgłosy poranka. Słyszała
krzyki i przelotne rozmowy ludzi, raz za czas do jej uszu docierały odgłosy
końskich kopyt i hałasy pochodzące od innych zwierząt. Wszystko to zlewało się
w ogromną plątaninę dźwięków. Echa głosów zostawały w jej głowie jeszcze na
długo i odbijały się od wewnętrznej strony czaszki powodując ogromny ból i
jeszcze większe zawroty głowy. Nie wiedziała ile czasu już tak siedzi.
Wpatrywała się tępo w nicość, jedynie raz spróbowała odwrócić głowę, lecz
kosztowało ją to więcej wysiłku niż się spodziewała. Powieki miała ciężkie, a
ciało jakby bezwładne. Czuła na sobie palące ślady po odbiciach i liczne
siniaki. Czoło rozpalała lekka gorączka, kolana były całkiem zdarte, zupełnie
tak jakby ktoś ciągnął ją za sobą po drodze. Zimny pot spływał po całym jej
ciele, a podziemna, chłodna atmosfera sprawiała, że cała aż drżała.
Chciała się zwinąć,
okryć rękami by choć spróbować rozgrzać ciało, ale od razu natrafiła na opór
solidnych, żelaznych łańcuchów skutecznie ograniczających jej ruchy. W
pierwszej chwili po przebudzeniu nie wiedziała co się z nią dzieje, myślała, że
zaraz zdoła zerwać ciężkie okowy, jakby były tylko cienką nitką związaną, nie
wiedzieć czemu, u jej nadgarstków. Chwilę później przyszedł do niej nielogiczny
smutek. Tęsknota bez więzi. Zapomniała o tym uczuciu od razu, gdy tylko obraz
przed jej oczami przestał wirować. Kiedy oprzytomniała czuła tylko chłód i
wilgoć
Spojrzała w dół. Poruszyła stopami i poczuła podłogę,
utwardzona mieszankę żwiru i kamieni. Były brudne i skrwawione. Nie miała butów
ani nawet bandaży związanych wokół nich. W okolicy kostek zauważyła otarcia po
linie. Przełknęła ślinę po czym spróbowała trochę zwilżyć zeschnięte na wiór
usta.
Ugięła kolana. Teraz
cała dotykała ściany, do której były przyczepione łańcuchy i mogła się na niej
z łatwością wesprzeć. Przycisnęła plecy bliżej do muru. Gdy napięta mięśnie
znów poczuła zawroty głowy i lekkie mroczki przed oczami. Opadła na chwile
wyczerpana swoimi obrażeniami i przenikliwy zimnem panującym w piwnicy.
Wzniosła głowę ku górze. Ujrzała tam tylko ciemny sufit, wyraźnie stary i
popękany. Nie były to deski, sugerujące, iż nad nią może znajdować się izba.
Wykluczała także możliwość bycia w jedno poziomowym budynku, gdyż słyszała
wiele głosów i harmider co sugerowało, że znajduje się w pobliżu centralnej
części miasta, natomiast okno równało się od razu z poziomem gruntu, tak jak
kratka ściekowa. Na gęsto zabudowanych ziemiach nigdy nie dochodziło do
marnowania przestrzeni. Budynek musiał być co najmniej dwupiętrowy by wpasować
się w ten krajobraz. Uznała więc, że sklepienie zostało wzmocnione specjalnie
ze względu na charakter osób „odwiedzających” podziemia. Teraz nie miała już
wątpliwości, że znalazła się w więzieniu. Szepnęła się gwałtownie. Ignorując
ból, zmusiła się do utrzymania całego ciężaru ciała na nogach.
Kiedy stanęła o
własnych siłach w jej nadgarstki przestały wbijać się zimne, żelazne okowy.
Mimo chwilowej ulgi wcale nie czuła się dobrze. Jej łydki nie przestawały
dygotać niezależnie od tego, jak bardzo starała się uspokoić. Była
roztrzęsiona. Stała bardzo chwiejnie, w lekkim rozkroku z ciągle ugiętymi
nogami, rozpaczliwie próbując złapać równowagę. Miała wrażenie, że jej stopy
ciągle się od siebie oddalają, zupełnie, jak gdyby była właśnie na perfekcyjnie
równej, szklanej tafli zamarzniętego jeziora. Przeszły ją dreszcze. W pewnym
momencie poczuła, taki uciska w żołądku, że myślała, iż zaraz zwymiotuje.
Przywierając do
ściany, osunęła się trochę niżej. Trzęsła się jeszcze bardziej niż za pierwszym
razem, gdy próbowała wstać, najgorsze było to, że straciła czucie w palcach i
praktycznie cała przednia część jej stóp była, jak uśpiona. Nie mogła jednak
znowu paść na ziemię bo wiedziała, że może jej się już nie udać podnieść.
Opanowała się i niepewnie odrywając stopę od podłoża, położyła pierwszy krok
naprzód. Oparła się łokciem o mur po czym odepchnęła się od niego, lądując w
odległości o kilka centymetrów bliżej środka pomieszczenia. Spojrzała pod nogi.
Stała. Niepewnie, ale stabilnie. Poczuła naprężony łańcuch. To był koniec jest
swobody.
Oddychała ciężko,
jednak w duchu naprawdę cieszyła się, że może to robić. Nie rozumiała emocji,
które czuła ani dlaczego się tu znalazła. Przez głowę przeszła jej paniczna
myśl. Mało brakowało a wpadłaby w histerię. Spróbowała pomyśleć co mogła
zrobić. Wyobrazić sobie siebie kradnącą, mordującą ludzi i łamiącą prawo na
wiele innych sposobów. Z przerażeniem odkryła, że nie czuła by oporu przed
większością czynów, które z tego co wiedziała uchodził za społecznie
niepoprawne i nieakceptowalne. Bardziej niepokoiła ją wizja kary, na jaką ją
skazano. Co jeśli była bardziej surowa niż tylko przymusowy pobyt tutaj ?Ale
dlaczego ? Dlaczego ktoś skazał ją za coś czego nie może sobie przypomnieć i
skąd u niej ta pewność, iż jest właśnie w więzieniu?
Jakby na
potwierdzenie jej obaw gdzieś z prawej strony usłyszała hałas. Był to odgłos
kroków, nieszybkich lecz również niespokojnych. Zwróciła głowę w tamtym
kierunku, przed sobą ujrzała kurtynę długich metalowych krat, oddzielających
cele od ciasnego korytarza. Po drugiej stronie znajdował się tylko kolejny mur.
Kroki stawały się
coraz głośniejsze, już niemal mogła wychwycić rytm nieregularnego oddechu. Gdy
tajemniczy człowiek był już naprawdę blisko, dojrzała łunę światła, opierającą
się o brudną ścianę na zewnątrz celi. Stawała się coraz większa i większa, aż w
końcu jej oczom ukazał się ciepły i oślepiająco jasny płomień pochodni. Zaraz
za nią, zza rogu wyłoniła się masywna ręką okryta płóciennym rękawem, a potem
reszta barczystej sylwetki odzianej w jasno fioletowy płaszcz z niebieskimi
ornamentami oraz szatę z wizerunkiem złotego lwa na piersi. Mężczyzna nie
wyglądał na okaz zdrowia, miał lekko przygarbione plecy i jego włosy zaczęły
powoli siwieć, widać było po nim również wielkopański styl życia, a konkretniej
po odłożonej tu i ówdzie, pokaźnej tuszy.
Na jej widok wyszczerzył
szelmowsko zęby. Zwolnił kroku, ale nie zatrzymał się. Jego wzrok zdawał się
przeszywać ją na wylot. Wyraźnie bawiła go sytuacja, w której znalazła się
dziewczyna. Widać było zadowolenie na jego twarzy, gdy z pogardą spoglądał na
pokraczną istotę, słaniającą się na nogach. Ciągle patrząc jej w oczy
przekręcił głowę i palcem wskazującym przejechał po gardle.
Otwarła szerzej oczy.
Zapewne, gdyby nie sparaliżowane strachem mięśnie, zaczęła by rzucać się
próbując wyrwać łańcuchy ze ściany. Tymczasem człowiek z pochodnią, odwrócił
wzrok i ruszył dalej przed siebie, wciąż uśmiechając się do swoich myśli. Zanim
odszedł dziewczyna na powrót zaczęła trzeźwo myśleć i w blasku gasnącego ognia
obrzuciła pomieszanie szybkim spojrzeniem.
Teraz widziała
znacznie więcej, nie dość, że miała dodatkowe źródło światła, to jej oczy
przestały już łazić i teraz mogła wyraźnie dostrzec kształty i kolory
wszystkich elementów ją otaczających.
W rogu pomieszczenia
stał wysoki, do sufitu stóg siana, usypany zapewne dla innych więźniów, którym
mniej skrępowano ruchy, aby mogli je podłożyć pod siebie podczas snu. To,
jednak, co dostrzegła tuż koło niego zmroziło jej krew w żyłach. Tam był
człowiek, najprawdopodobniej elf i to chyba pradawny, jak mogła poznać po
rodzaju uszy. Leżał tam, a właściwie wisiał, przykuty do ściany. W pierwszym
odruchu myślała, że nie żyje, jednak potem zaczęła dostrzegać nieprzypadkowe,
miarowe ruchy jego klatki piersiowej. Spał.
Był to mężczyzna,
dość niski, jego brązowe włosy bezładnie opadały na twarz, której nie mogła
dojrzeć.
Zobaczyła w tym swoją
szansę na ucieczkę. Nie miała jednak pewności czy nieznajomy okaże się jej
sprzymierzeńcem czy też wrogiem, ale warto było spróbować, szczególnie biorąc
pod uwagę sytuację w jakiej się znaleźli.
Odwróciła szybko i
niedyskretnie głowę w stronę korytarza, żeby ujrzeć, jak światło, w oddali,
niknie, by potem całkiem zgasnąć przy wtórującym mu skrzypnięciu drzwi. Teraz
wiedziała już w jakiej odległości od pomieszczenia, mniej więcej, się znajduje.
Jednak nie to było jej głównym celem. Została jeszcze chwilę w bezruchu, by
upewnić się, że w pomieszczeniu nie było już żadnych strażników. Mimo, iż do
jej uszu nie trafiały żadne dźwięki oprócz kapiącej gdzieś ze ściany wody i
odgłosów poranka, jakie zdało się słyszeć z okna wychodzącego prosto, na którąś
z żywszych ulic miasta, nasłuchiwała bacznie jeszcze dobre kilka minut, zanim
zdecydowała się wydusić z siebie pierwsze słowo. Kiedy upewniła się, że są
sami, zdecydowała się wydusić z siebie pierwsze słowo.
-Hej… hej- wyszeptała
słabo i aż sama zdziwiła się jak brzmiał i jaką barwę miał jej głos. Po chwili
doszła do wniosku, że tak naprawdę nigdy go nie słyszała, a jego wspomnienie
uleciało z głowy wraz z innymi.- Hej, słyszysz mnie?- Powtórzyła raz jeszcze.
Echo jej głosu najwyraźniej dotarło gdzieś do podświadomości
nieznajomego, gdyż z łatwością mogła zauważyć skurcz przebiegający przez jego
ciało, gdy tylko się odezwała. On sam jednak, zdawał się być dalej nieprzytomny.
Rozejrzała się po
pomieszczeniu desperacko próbując znaleźć coś co mogłaby złapać między pięty i w
niego rzucić, aby ten choć na chwilę wrócił do siebie. Na kamiennej podłodze
nie ujrzała nic co mogło by jej w tym pomóc. Prze chwile czuła już katowską
siekierę na jej szyi, gdy jednak spostrzegła się, że przecież czucie w palcach
u nóg do niej wróciło. Niewiele myśląc, szybko zaczęła szukać na ziemi zbiorowiska
większych kawałków kamyczków i żwiru. Gdy je znała napięła się do granic swoich
możliwości żeby je dosięgną po czym zwinęła palce tak, aby utworzyły swoistą
kieszeń. Wyginając ciało w jeszcze bardziej nienaturalny sposób, spróbowała
dorzucić je do mężczyzny siedzącego naprzeciw niej. Udało jej się jednak nie
wywołało to żadnej reakcji. Mogła się tego spodziewać. Musiała być głupia, by
wierzyć, że drobny pył obudzi człowieka, który właściwie jedną nogą jest już w
grobie, podobnie jak ona. Nie poddała się jednak i prawie histerycznie
powtórzyła czynność kilka razy. W końcu ciałem elfa wstrząsnęły dzienne
drgawki. Na chwilę przestała w niego miotać i o obserwowała co będzie się dalej
działo. Gdy napad ustał, rozzłoszczona rzuciła żwirem raz jeszcze.
Gdy tylko dotkną
głowy chłopaka ten gwałtownie ją odwrócił w przeciwną stronę. Dziewczyna
podniosła się entuzjastycznie i uważnie obserwowała każdy jego ruch. W końcu
dostrzegła szansę na ucieczkę. Pierwszym odgłosem, który wydał był ciężki i
szybki oddech, tak jakby przed chwilą wynurzył się spod wody, po czym dostał
bardzo silnego napadu kaszlu. Miotał się i próbował zerwać z okowów, jednak na
próżno. Napotkał na ten sam opór zimnego żelaza co wcześniej dziewczyna. Wydawało
się, że bardzo cierpiał, musiał mieć chore płuca, prawie zwymiotował próbując
je oczyścić, a gdy kaszel ustąpił wstrząsały nim silne dreszcze.
Co jak, co, ale
narobił hałasu, którego za wszelką cenę starała się uniknąć. Nie odczuwała
jednak złości, bardziej… współczucie. Ona sama nie była w najlepszym stanie,
ale widok tego mężczyzny, ledwo oddychającego, sprawił, iż znów poczuła się
szczęśliwa z tego, że powietrze swobodnie może przepływać przez jej gardło.
Przechyliła lekko głowę by móc ujrzeć jego twarz. Nie dostrzegła wiele oprócz
tego co widziała wcześniej, tylko tyle, iż miał lekki, acz nie przypadkowy
zarost. Na pewno nie był wynikiem przymusowego pobytu tutaj, a raczej świadomą
decyzją stylistyczną, gdyż włosy trzymały się swojej, wcześniej wyznaczonej
formy i nawet teraz, kiedy były pomierzwione i tłuste, można było z łatwością
zauważyć, że są równo przycięte. Podobnie się miała rzecz na głowie. Fryzura
była typowo elfia. Z przodu jego twarz okalały dwa luźno puszczone pasma o
zdrowym, intensywnym i ciemnym odcieniu brązu. Z boku, dwa warkocze schodziły w
spięty, w połowie wysokości głowy, kucyk. Był to idealny kompromis między
starannym i schludnym wyglądem a praktycznością fryzury. Było to bardzo ważne
dla elfów, nie tylko, jako
znakomitych wojowników, ale także złodziei i zabójców. Włosy nie mogły
przeszkadzać, mogły natomiast przesłaniać jedno oko, działając jak substytut
opaski pomagającej zaadaptować się do poruszania w ciemnych pomieszczeniach, co
również było mile widziane w fachu skrytobójcy. Tak naprawdę przestępcy z
całego świata przejęli ten sposób od piratów, ale żaden się do tego nie
przyzna.
Czuła, że skądś zna
tego człowieka, ale gdy na niego patrzyła widziała tylko pustkę, czystą kartę.
Nie mogła siebie wyobrazić, jak bardzo są sobie bliscy. Dopiero co spotkała
tego mężczyznę, a równie dobre mogła znać go już od wieków. Być może to on jest winny jej obecnej sytuacji, a może to
ona jego?
Nie zastanawiała się
nad tym długo bo nie miała czasu, gdyż w jednej sekundzie mężczyzna poniósł
głowę i zamaszystym ruchem skierował swoja twarz w jej kierunku.
Teraz czuła, jak
spojrzenie czerwonych oczu niemal przewiercało ją na wylot. Widziała w nich
zmęczenie, złość i… nagle to wszystko zniknęło, stały się mętne. W jednej
chwili, jakby trafiony strzałą stracił cały wyraz. Twarz chłopaka dotąd spięta
rozluźniła się, wzrok powędrował gdzieś w okolicę jej serca i spoczął na
punkcie, na który dotąd nie zwróciła uwagi. Przyglądał się jej chwilę, bez
żadnych emocji, po prostu patrzył. Odczuwała silny dyskomfort w tej sytuacji.
Chciała zakryć się rękami, ale kajdany skutecznie jej to uniemożliwiały,
skończyła więc w pół skulonej pozie ciągle wiercąc się i odwracając wzrok od
współwięźnia, którego jeszcze przed chwilą, tak desperacko chciała ocucić.
Tamten zawisł na łańcuchach, w taki sposób, że gdyby nie one upadł by już dawno
na ziemię. Wyglądał, jak martwa kukła i gdyby nie to, iż od czasu do czasu
mrugał, a jego klatka piersiowa wciąż miarowo podnosiła się i opadała,
pomyślałaby, że jest trupem. Znów zaczęła się zastanawiać nad tym przez co obaj
mogli przejść zanim znaleźli się tutaj. Nie pamiętała nic sprzed jej niedawnego
przebudzenia, nawet jednego, zamazanego wspomnienia. Na próżno szukała
wskazówki, która mogła by połączyć jedno w spójną i logiczną całość. Ludzie
raczej nie często budzą się w jakimś zatęchłym, lochy, z utraconymi
wspomnieniami i kompletnie bez wiedzy jak się tam znaleźli. Może po prostu
zabawiła się zbyt mono zeszłej nocy i stan upojenia alkoholowego jeszcze nie
miną? Ale w takim razie dlaczego strażnik zdawał się sugerować jej przyszłą i
niedaleką egzekucję? Czy zrobiła coś nie całkiem świadoma swoich czynów i przez
jeden głupi wybryk miała teraz stracić życie w ramach kary? Pozostawał jeszcze
ten dziwny mężczyzna, którego twarz z każdą kolejną chwilą zdawała się jej
bardziej znajoma, jednak nie na tyle by określić relacje ich wiążące.
Postanowiła ponowić
próbę kontakty ze współwięźniem, jednak zanim to zrobiła zawędrowała wzrokiem w
stronę punkty na jej klatce piersiowej, w który tak intensywnie się wpatrywał.
Ku swojemu zdziwieniu zauważyła, że z na jej szyki zawieszony jest średniej
długości srebrny łańcuszek. Na jego końcu, w okolicach jej mostka spoczywał
solidny, owalny medalion. Był skromnie zdobiony kilkoma roślinnymi motywami tuż
przy samych krawędziach. Dziewczyna zauważyła malutki zatrzask, dzięki któremu,
zapewne mogła by go otworzyć i sprawdzić co kryje się w środku. Machinalnie
sięgnęła po niego po czym gwałtownie przypomniała sobie, że jej ręce są dalej
skrępowane. To pomogło jej wrócić do właściwych myśli o ucieczce z aktualnego
miejsca pobytu.
Spojrzała raz jeszcze
na elfa. Jego twarz powoli nabierała wyrazu, oczy nie były już zamglone i
sprawiały wrażenie, iż nie tylko patrzą, a widzą. Zaczął nawet mrużyć powieki,
czyli skupiał na czym wzrok, zatem zaczynał przynajmniej kojarzyć niektóre
fakty. Zdawało jej się bowiem, że znajdował się teraz w podobnym stanie, jak
ona zaraz po przebudzeniu. Musiał być tak bardzo zdezorientowany, jak ona skoro
potrafił w tej chwili tylko patrzeć nie wykazując żadnych innych oznak życia.
Nauczona swoim własnym kilku minutowym doświadczeniem, bo przecież reszty
swojego życia nie pamiętała, postanowiła zalać go tak dużą ilością bodźców, jak
to tylko możliwe.
Oparła głowę o swoje
ramię i wtrzymała na chwilę oddech. Gdy zebrała się w sobie wzięła wielki
zamach swoją nogą i posłała chmurę pyłu powstałego z kurzu, piachu i żwiru
wprost w stronę chłopaka. Sama zacisnęła przy tym powieki, ażeby do jej oczu
nie dostały się żadne niepożądane substancje.
-Hej obudź się,
słyszysz jak do ciebie mówię!?- Z jej ust wydobył się krzyk, może nie, tak
głośny, jak tylko mogła wytworzyć, ale na tyle nagły i hałaśliwy, że spokojnie
mogła by nim obudzić trupa.
Chłopak zdążył tylko
lekko podnieść wzrok by spojrzeć na jej twarz, gdy w jego oczy uderzyła
potężna, gęsta fala małych odłamków powodując przy tym ból porównywalny do
bijania igieł w skórę. Jego reakcja była natychmiastowa, szybko zamknął oczy i
zaczął się rzucać hałasując i naprężając łańcuchy trzymające go przy ścianie,
tak bardzo, iż dziewczyna myślała, że zaraz uda mu się zerwać z żelaznych
okowów i być wolnym. Wolnym, jak ona chciałaby teraz być.
-Co ty robisz!?-
Wykrzyczał do niej.- Zdrowa jesteś!?- Kontynuował miotanie się jeszcze przez
chwilę, aż w końcu zdał sobie sprawę, że jego ruchy są skrępowane. Zasyczał
parę razy a spod jego powiek zaczął już lecieć spory strumień łez. Po chwili
znalazł sposób na oczyszczenie oczu przez przybliżanie twarzy raz do jednej,
raz do drugiej ręki, a nie próbując dosięgnąć jej obiema dłońmi naraz, jak to
usiłował, odruchowo, zrobić na początku.
Teraz nie tylko
źrenice, ale również białka mieniły mu się czerwienią w nikłym świetle
podziemnej izby.
Czuła się źle z tym
faktem, ale nie mogła postąpić inaczej, ktoś musiał ją stamtąd wyciągnąć i był
to ten mężczyzna!
Nie mogła jednak od
razu przejść do rzeczy, musiała wzbudzić w nim zaufanie, a o to zawsze ciężko,
szczególnie po tym co zrobiła. Skuliła się więc trochę po czym zaczęła nerwowo
wiercić wzbudzając pozory zakłopotanej. Na twarz przywołała wyraz, który według
niej najlepiej udawał współczucie i szczery żal. Nie łudziła się, że jej to
teraz pomoże, jednak mniej zaszkodzi niż wystawienie natychmiastowych żądań w
stronę osoby nie będącej w lepsze sytuacji niż ona sama.
-Wiesz co
przepraszam- powiedziała przestępując z nogi na nogę.- J naprawdę nie chciałam
ci zrobić krzywdy, myślałam, że dalej jesteś półprzytomny….
Chłopak przestał
pocierać na chwilę oczy i spojrzał na nią podejrzliwie.
-A co, jakbym
rzeczywiście był nieprzytomny? Miałaś zamiar zafundować mi terapię szokową czy
poczekać, aż moje oczy zaczną krwawić?
Cofnęła głowę, a
zielone oczy spiorunowały go i przeszyły niemal na wylot. Zmarszczyła brwi i
nabrała powietrza w policzki. Nie będzie jej jakiś więzień zadawał ironicznych
pytań. Nie wiedzieć czemu ton jego głosu wzbudził w niej poirytowanie, co
sprawiło, iż coraz bardziej zaczynała wierzyć w to, że nie jest to ich pierwsze
spotkanie. Już miała mu odpowiedzieć ciętą ripostą, ale przerwał jej zanim
zdążyła otworzyć usta.
-Dobrze, zresztą
nieważne- zreflektował się mężczyzna. Zamilkł na chwilę ukradkiem oglądając
izbę. Po chwili znowu podjął.- Kim… ty w ogóle jesteś?- Spytał patrząc na nią
spode łba.
Zawahała się.
-Co masz na myśli?-
Odparła.
Na twarzy jej
współwięźnia pojawił się gorzki grymas. Najwidoczniej nie był zadowolony, iż
dziewczyna nie chce lub nie potrafi udzielić mu odpowiedzi na to pytanie.
Zrobił wydech.
-No to, że jesteś
więźniarką to wiem- zaczął,- ale interesuje mnie jak się tutaj dostałaś? Jak
masz na imię? Cokolwiek?- Zadał pytania po czym zreflektował się. Nie każdy mu
się od razu dzielić prywatnymi informacjami z nieznajomymi, a szczególnie w
takim miejscu, tym bardziej, że nie mógł przypomnieć sobie co tu tak właściwie
robi i czy zna osobę przykutą po drugiej stronie pokoju.- Wybacz moją ciekawość
o pani, lecz nieczęsto nie często widuje się elfy w takim stanie, nawet
Pradawne- zakończył, zastanawiają się skąd to wie.
O dziwo dopiero on
uświadomił jej swoje własne pochodzenie. Do tej pory nie zwróciła na to uwagi,
będąc bardziej zajęta paniczną chęcią ucieczki, ale tak… była elfką. Wiadomość
ta mogła okazać się bardzo przydatna z racji na rasę jej rozmówcy. W końcu
chyba nie porzuci kogoś swojego rodzaju, czyż nie?
-Mogę powiedzieć to
samo -zawtórowała,- szczerze mówiąc to obudziłam cię bo miałam nadzieję, że ty
coś wiesz o obecnej sytuacji- powiedziała to najmilej, jak tylko mogła, jednak
gdy tylko podniosła wzrok pierwsze co napotkała to zionące gniewam czerwone
oczy.
-Mówisz, że naraziłaś
mnie na utratę wzroku bo chciałaś wiedzieć dlaczego tu jesteś!?- Wykrzyknął.
Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona tym, że jej szczera chęć
poprowadzenia kulturalnej dyskusji spełzła na niczym.
-Przepraszam cię
bardzo -zaczęła z wyrzutem,- ale chyba mam prawo być zaniepokojona swoją obecną
sytuacją!
Poczuł jak zbiera się w nim agresja. Już miał
się na nią wydrzeć, kiedy zdał sobie sprawę, że powoli wraca my czucie w kończynach.
Wcześniej nie zwrócił na to uwagi lecz teraz wyraźnie mógł stwierdzić, że coś
niemiłosiernie ostrego wbijało mu się w nogę.
Szybko odwrócił wzrok od swojej towarzyszki
ignorując jej pytające spojrzenie. Ciągle wsparty na żelaznych ogniwach
zakończonych kajdanami, zaczął miotać się próbując podnieść swoją stopę
najwyżej jak tylko potrafił.
Elfka przyglądała się temu widowisku bardzo
uważnie. Nie była pewna czego jest właśnie świadkiem, jedyne o czym mogła
myśleć to kaleki pies, nieudolnie próbujący wygonić pchły zza swojego ucha.
Chłopak jednak kontynuował szarpaninę z samym
sobą, a z w końcu udało mu się. Dokonując iście gimnastycznego wyczynu, zdołał
dźwignąć soją stopę na taką wysokość, by móc sięgnąć cholewki swojego
wysokiego, zniszczonego buta. Kiedy był już we w marę stabilnej pozycji,
palcami zaczął przesuwać do jego wnętrza. Dziewczyna nie przestawała wgapiać
się w niego z niemałym zdziwieniem na twarzy. Po chwili jednak przerodziło się
ono w radość, a wątpliwości ją opuściły ustępując miejsca nadziei.
-Myślę, że tego możemy użyć- powiedział
mężczyzna bardziej do siebie. W ręku trzymał jeden, samotny wytrych. Uśmiechnął
się do swoich myśli ciągle lustrując długi, cieniutki przedmiot, który jeśli
dobrze użyty, gwarantował wolność, a przynajmniej na jakiś czas.
-No pośpiesz się, nie gap się na to jak na
świętość!-Krzyknęła zniecierpliwiona kobieta.
Ten tylko się zreflektował i ze skwaszoną miną
zabrał się do otwierania zamka. „Świętość”- chodziło mu po głowie, powinna
bardziej szanować coś co jest jej ostatnią deską ratunku. Nie czekając na
kolejne ponaglenia ze strony dziewczyny, dźwignął się, żeby mieć okowy na
wysokości wzroku. Łańcuch był na tyle długi, że mógł z łatwością operować
swoimi kończynami. Zaczął od oględzin, kajdany były zamykane na kłódkę, co
bardzo ułatwiało mu sprawę. Nie było tutaj typowego zamka więc nie potrzebował
dodatkowego narzędzia, którym wywierałby nacisk. Zamiast tego przycisnął kłódkę
palcami drugiej ręki i w końcu przeszedł do właściwej części. Wsunął cienki wytrych
i począł szukać przełącznika. Już po chwili natrafił na właściwe wgłębienie,
czemu towarzyszył charakterystyczny grzyt metalu, a na ziemie, u jego stóp upadł
ów zamek.
Sparaliżowany nagłym i głośnym dźwiękiem
zaczął nasłuchiwać czy, aby nie zwrócił na nich uwagi niepożądanych świadków. Pomieszczenie
jednak nadal wydawało się względnie ciche, więc powoli począł uwalniać, z
żelaznych okowów, drugą rękę.
Gdy był już wolny ostrożnie wysunął jedną nogę
przed siebie, robiąc krok. Próbował wybadać grunt, na którym stał i zastygnął
chwilę balansując i próbując odpowiednio wyważyć ciężar ciała, by nie upaść i
nie narobić więcej hałasu. Kiedy poczuł się już w miarę pewnie na własnych
nogach, ochoczo ruszył w kierunku swojej towarzyszki, z zamiarem oswobodzenia
jej.
Zatrzymał się jednak w półkroku.
Dlaczego miał jej pomagać? Przecież jej nie
znał, nie wiedział dlaczego tu jest i czy zaraz nie rzuci się na niego,
mordując go gołymi rękami. Zawahał się na moment. Co jeśli to przez nią znalazł
się w tym więzieniu? Nie, nie mógł jej tak po prostu zaufać, musiał mieć
gwarancje, że nie będzie tego żałował
Dziewczyna zauważyła jego wahanie. Krew
uderzyła jej gwałtownie do głowy, tak że przez chwilę w uszach miała tylko
szum. Znów starał się przybrać maskę przyjaznej, jednak jej skrzywiony wyraz
twarzy łatwo demaskował niepokój, z jakim musiała się teraz zmagać.
-Hej- zaczęła,- co się dzieje? Na co czekasz?
Wypuść mnie a razem stąd uciekniemy- jej głos drżał, pełen trwogi. Nie mogła
sobie pozwolić, aby zostać sama choć wiedziała, że nieznajomy i tak nie ma większego
wyboru niż oswobodzić ją, gdyż mimo względnej wolności dalej, tak samo jak ona,
znajdował się klatce.- Posłuchaj nie mam…
Nie zdążyła dokończyć, kiedy nagle usłyszeli,
jak drzwi w głębi korytarza otwierają się z głośnym hukiem, uderzając o murowaną,
kamienną ścianę.
Oboje byli w szoku. Wystarczyło jedno
porozumiewawcze spojrzenie by porzucić wszelkie wątpliwości i zacząć działać
razem.
- Nie mów mi o pastorze! Jak będę chciał to
sam wytłukę to ścierwo, aż w końcu zniknie z powierzchni…
Głos mężczyzny stopniowo cichł, jakby zaczynał
się uspokajać lub odchodził coraz dalej, aż w końcu zniknął w czeluściach
komnaty. Nie zamierzali czekać na lepszy moment. Chłopak szybo rozprawił się z
kłódkami trzymającymi dziewczynę w okowach i po chwili stała już koło niego z
całkowitą swobodą ruchów. Wciąż pozostawało jednak pytanie, jak mają opuścić
cele? Musieli to zrobić zanim strażnicy zorientują się o ich uwolnieniu. Nie
mieli na to wile czasu, gdyż gniewne okrzyki znów przybrały na sile.
-… w końcu mamy to za sobą…- choć wciąż były
ledwie słyszalne stawały się głośniejsze z każdym słowem.