Wszystko zaczęło się w roku 2025.
Wielkie nieszczęście znów padło na świat, który
znamy, niszcząc nasze wszystkie marzenia. Jedynym pocieszeniem jest
fakt, iż ludzie nauczyli się, że niektórych broni lepiej nie
ruszać. W ślad starych dyktatorów poszli nowi. Niektórzy
się z tym kryli, inni byli zbyt szczerzy. Związek
Radziecki odrodził się pod swoim dawnym znakiem. Narodziła się IV
Rzesza oznaczana teraz zwykłym X. Ludzie pamiętający stary świat
muszą przyzwyczaić się do tych porządków. Ludzie z nowego
muszą przeżyć.
***
Kolejny nudny dzień rozpoczyna się
tak samo jak każdy inny. Szare chmury przylatują nad obozem topiąc
go w półmroku. Słońce ani na chwile nie raczyło pokazać
swojego jasnego oblicza. Zapowiada się na śnieg. A może to i
lepiej? Nie trzeba będzie się dziś nigdzie ruszać, ani wykonywać
niczyich, bezsensownych poleceń. Niby to mądre niby to głupie,
ale... pomimo tego że zawsze chciałem się zaciągnąć ta rutyna
zaczyna mi działać na nerwy. W końcu ile można tak żyć?
Żarcie, spanie, praca, ćwiczenia... jestem tu dla czegoś więcej.
Może powinienem się popytać o możliwość przeniesienia...? Nie,
na pewno się nie zgodzą. Poza tym co ja mam niby powiedzieć? Że
nudzi mi się? Jak małemu dziecku? Pomyślą, że od początku nie
byłem tutaj potrzebny, zbędny. Zresztą mają rację. “Wyzwania-
myślałem- tu zawsze będzie się coś działo...” Tjaa... .A
teraz? Przeżywam jedno wielkie rozczarowanie. I po co mi to było.
Mogłem się domyślić, że z dala od frontu dużo na chwałę
ojczyzny nie zrobię. No ale to nie jest mój pierwszy i jedyny
błąd w życiu. Postaram się tak głupich już nigdy nie robić.
Choć wątpię że mi się to uda, od dziecka tak już mam. Najpierw
daje się ponieść marzeniom, a potem leci. I zostaje tylko to
uczucie upokorzenia oraz smutek. Nigdy się nie nauczę. Jestem zbyt
naiwny żeby cokolwiek osiągnąć. Zawsze będę kończył tak jak
teraz. Przygnębiony i bez jakichkolwiek planów na przyszłość.
Teraz siedzę tu jakby bez ducha, pustymi oczyma wpatrując się w
pierwsze spadające płatki śniegu. Użalam się nad moją, jakże marną
egzystencją...
Nie tak nie może być. Może
powinienem się przejść? Tak, dobrze mi to zrobi. Wstałem i leniwym krokiem ruszyłem w kierunku drzwi wyjściowych.
Jestem na zewnątrz. Jest tu chłodno, ale nie zimno. Postanowiłem
się przespacerować. Przez cały czas towarzyszyło mi dziwne
uczucie. Jakby ktoś mnie obserwował. Nie, to bzdura, jestem tu sam.
Wszyscy oprócz mnie są teraz na obiedzie w kantynie. Ruszyłem
dalej przed siebie wpatrując się w martwy i nie istniejący punkt.
Nagle dostrzegłem kontem oka ruch. Wydawało mi się, że widzę
jakąś postać. "Niemożliwe"- pomyślałem. Ale jednak
wolałem się upewnić. Ruszyłem w tamtą stronę.
Przedzierałem się przez martwe
krzewy mając nadzieję że to było tylko zwierzę. Po odgłosach
wywnioskowałem że “to coś” zaczęło biec w kierunku placu.
Przyśpieszyłem. Kiedy pod moimi butami znalazło się błoto
dostrzegłem odciski, ale nie zwierzęcia. Mój bieg stał się
wręcz desperacki, a na twarzy było wymalowane podniecenie. Coś się
wreszcie zaczęło dziać. W końcu mogłem się zabawić w
kłusownika, a moja zwierzyna biegła wprost w sidła. Zauważyłem
go. Aby nie narobić hałasu schowałem się za krzakiem i
wypatrywałem co zamierza zrobić. Był zielonookim brunetem, o typowej budowie ciała, w podobnym do mojego wieku. Miał na sobie niemiecki mundur. "Co on robi kilkanaście kilometrów od Syberii"
-pomyślałem. Nagle mnie olśniło. Szpieg! O nie! Nie mogłem
pozwolić aby ten niemiecki szczur wtargnął do naszego obozu.
Zacząłem biec. Był szybszy ode mnie. Widać że szkolony
skurczysyn. Przemogłem się, zacząłem go doganiać. Był już na
wyciągnięcie reki. Chciałem go chwycić za płaszcz , ale
straciłem równowagę. Cholera. Na szczęście wylądowałem
na tym bydlaku. Zaczęliśmy się szarpać. Walnąłem go z całej
pary w mordę. Odpowiedział mi kopniakiem w brzuch. Walka była
bardzo wyrównana, jednak zdołał się wyrwać. Znów go
złapałem. Próbowałem go poddusić ale w pewnej chwili
poczułem niewypowiedziany, przeszywający ból w prawej nodze.
Spuściłem wzrok. Zobaczyłem tylko błysk noża w jego ręce i
upadłem. Szwab pośpiesznie zebrał się do kupy i zaczął biec jak
najdalej ode mnie. Nie mogłem pozwolić temu psu uciec,
nienawidziłem jego i jego pieprzonych rodaków. Coś we mnie
zawrzało.
-Stój!!!- krzyknąłem z całej siły. Usłyszałem
odgłos wystrzału. Potem jak przez mgłę zobaczyłem go.
Upadającego na kolona. Trzymającego, kurczowo swoją zakrwawioną
rękę. Później jakieś krzyki, ciemność... .
Masz talent! <3
OdpowiedzUsuń