Pułkownik
Redyk był człowiekiem o potężnej, dobrze zbudowanej sylwetce. W
tej chwili miał zakryte ramiona, ale nawet teraz widać było
mięśnie kłębiące się pod starym, wyliniałym swetrem. Wygolony,
prosty jak struna, zawsze nienaganna postawa oraz dykcja. Spoglądając
na niego Lidia czuła coraz większe obawy. Musiał być człowiekiem
wykształconym. Jeszcze przed wojną wiele osób w jego wieku
chodziło na studia. Jaka to była niesamowita radość gdy można
było od takich ludzi posłuchać coś o tamtym świecie, a kiedy trafił
się człowiek, który miał jakiekolwiek wykształcenie...
często siedziało się całą noc i słuchało o jego codziennym
życiu i troskach, które przeżywał w przeszłości. Nie
można także zapomnieć o samej wojnie. Wiele osób już jej
nie pamięta. Wiele urodziło się tuż po niej. W takich wypadkach
ludzi, których na niej walczyli darzy się wielkim szacunkiem.
Taki właśnie człowiek siedział teraz przed nią i czytał prośbę
o wstąpienie do oddziału. Ona, prosta dziewczyna, która
odkąd skończyła piąty rok życia marzyła by być strzelcem. Może
to nietypowe marzenie jak na dziewczynkę, ale wychowywała się w
towarzystwie samych chłopców. Strzelanie z procy i łażenie
po "drzewach" towarzyszyły jej od najmłodszych
lat. Ale czy nadaje się na żołnierza?
-No więc- zaczął Redyk- podanie bardzo dobre.
Wszystkie szkolenia pokończone...- podparł brodę na rękach i
popatrzy na nią.- Teraz wybór
należy do ciebie.
Nie chciała, nie mogła wierzyć własnym uszom. Udało
się jej. Wszystkie wątpliwości ją opuściły. Od tak dawna na to
czekała. Będzie mogła stąd w końcu uciec, zostawić ten
krajobraz baraków, który tak nienawidzi i wyjechać na
północ.
-Panie pułkowniku- zaczęła, ten ożywił się
gwałtownie- ja... ja chcę wstąpić do, któregoś z
oddziałów- powiedziała pewnie- więc bardzo proszę o
przydział.
Uśmiechnął się lekko, wyrównał papiery,
które trzymał w rękach i powiedział spokojnym, ale donośnym
głosem.
-Żołnierzu- stanęła na baczność-
jutro o 6.oo
rano zgłosicie się do porucznika Śliwy będziecie w jego oddziale,
a teraz spocznij i dziękuję- zakończył.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu.
Na korytarzu nikogo nie było więc pozwoliła sobie na oddech ulgi.
Jeszcze tylko jutro dobiec na miejsce i naprawdę się uda.