środa, 23 stycznia 2019

Papeteria Prolog cz. 1


Słońce właśnie wstawało nad miastem. Przykuta do ściany dziewczyna mogła zobaczyć tylko tyle przez kraty w półkolistym oknie umiejscowionym tuż przy samym suficie celi. Wpadały przez nie blade promienie światła, słabo oświetlające wymurowane kamieniem pomieszczenie. Była to prawdopodobnie piwnica. Jej nieprzytomne oczy, nieprzyzwyczajone do jasności, bardzo łzawiły, gdy tylko podnosiła wzrok z nad podłogi w stronę ulicy znajdującej się na zewnątrz. Dochodziły ją stamtąd odgłosy poranka. Słyszała krzyki i przelotne rozmowy ludzi, raz za czas do jej uszu docierały odgłosy końskich kopyt i hałasy pochodzące od innych zwierząt. Wszystko to zlewało się w ogromną plątaninę dźwięków. Echa głosów zostawały w jej głowie jeszcze na długo i odbijały się od wewnętrznej strony czaszki powodując ogromny ból i jeszcze większe zawroty głowy. Nie wiedziała ile czasu już tak siedzi. Wpatrywała się tępo w nicość, jedynie raz spróbowała odwrócić głowę, lecz kosztowało ją to więcej wysiłku niż się spodziewała. Powieki miała ciężkie, a ciało jakby bezwładne. Czuła na sobie palące ślady po odbiciach i liczne siniaki. Czoło rozpalała lekka gorączka, kolana były całkiem zdarte, zupełnie tak jakby ktoś ciągnął ją za sobą po drodze. Zimny pot spływał po całym jej ciele, a podziemna, chłodna atmosfera sprawiała, że cała aż drżała.
 Chciała się zwinąć, okryć rękami by choć spróbować rozgrzać ciało, ale od razu natrafiła na opór solidnych, żelaznych łańcuchów skutecznie ograniczających jej ruchy. W pierwszej chwili po przebudzeniu nie wiedziała co się z nią dzieje, myślała, że zaraz zdoła zerwać ciężkie okowy, jakby były tylko cienką nitką związaną, nie wiedzieć czemu, u jej nadgarstków. Chwilę później przyszedł do niej nielogiczny smutek. Tęsknota bez więzi. Zapomniała o tym uczuciu od razu, gdy tylko obraz przed jej oczami przestał wirować. Kiedy oprzytomniała czuła tylko chłód i wilgoć
Spojrzała w dół. Poruszyła stopami i poczuła podłogę, utwardzona mieszankę żwiru i kamieni. Były brudne i skrwawione. Nie miała butów ani nawet bandaży związanych wokół nich. W okolicy kostek zauważyła otarcia po linie. Przełknęła ślinę po czym spróbowała trochę zwilżyć zeschnięte na wiór usta.
 Ugięła kolana. Teraz cała dotykała ściany, do której były przyczepione łańcuchy i mogła się na niej z łatwością wesprzeć. Przycisnęła plecy bliżej do muru. Gdy napięta mięśnie znów poczuła zawroty głowy i lekkie mroczki przed oczami. Opadła na chwile wyczerpana swoimi obrażeniami i przenikliwy zimnem panującym w piwnicy. Wzniosła głowę ku górze. Ujrzała tam tylko ciemny sufit, wyraźnie stary i popękany. Nie były to deski, sugerujące, iż nad nią może znajdować się izba. Wykluczała także możliwość bycia w jedno poziomowym budynku, gdyż słyszała wiele głosów i harmider co sugerowało, że znajduje się w pobliżu centralnej części miasta, natomiast okno równało się od razu z poziomem gruntu, tak jak kratka ściekowa. Na gęsto zabudowanych ziemiach nigdy nie dochodziło do marnowania przestrzeni. Budynek musiał być co najmniej dwupiętrowy by wpasować się w ten krajobraz. Uznała więc, że sklepienie zostało wzmocnione specjalnie ze względu na charakter osób „odwiedzających” podziemia. Teraz nie miała już wątpliwości, że znalazła się w więzieniu. Szepnęła się gwałtownie. Ignorując ból, zmusiła się do utrzymania całego ciężaru ciała na nogach.
 Kiedy stanęła o własnych siłach w jej nadgarstki przestały wbijać się zimne, żelazne okowy. Mimo chwilowej ulgi wcale nie czuła się dobrze. Jej łydki nie przestawały dygotać niezależnie od tego, jak bardzo starała się uspokoić. Była roztrzęsiona. Stała bardzo chwiejnie, w lekkim rozkroku z ciągle ugiętymi nogami, rozpaczliwie próbując złapać równowagę. Miała wrażenie, że jej stopy ciągle się od siebie oddalają, zupełnie, jak gdyby była właśnie na perfekcyjnie równej, szklanej tafli zamarzniętego jeziora. Przeszły ją dreszcze. W pewnym momencie poczuła, taki uciska w żołądku, że myślała, iż zaraz zwymiotuje.
 Przywierając do ściany, osunęła się trochę niżej. Trzęsła się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem, gdy próbowała wstać, najgorsze było to, że straciła czucie w palcach i praktycznie cała przednia część jej stóp była, jak uśpiona. Nie mogła jednak znowu paść na ziemię bo wiedziała, że może jej się już nie udać podnieść. Opanowała się i niepewnie odrywając stopę od podłoża, położyła pierwszy krok naprzód. Oparła się łokciem o mur po czym odepchnęła się od niego, lądując w odległości o kilka centymetrów bliżej środka pomieszczenia. Spojrzała pod nogi. Stała. Niepewnie, ale stabilnie. Poczuła naprężony łańcuch. To był koniec jest swobody.
 Oddychała ciężko, jednak w duchu naprawdę cieszyła się, że może to robić. Nie rozumiała emocji, które czuła ani dlaczego się tu znalazła. Przez głowę przeszła jej paniczna myśl. Mało brakowało a wpadłaby w histerię. Spróbowała pomyśleć co mogła zrobić. Wyobrazić sobie siebie kradnącą, mordującą ludzi i łamiącą prawo na wiele innych sposobów. Z przerażeniem odkryła, że nie czuła by oporu przed większością czynów, które z tego co wiedziała uchodził za społecznie niepoprawne i nieakceptowalne. Bardziej niepokoiła ją wizja kary, na jaką ją skazano. Co jeśli była bardziej surowa niż tylko przymusowy pobyt tutaj ?Ale dlaczego ? Dlaczego ktoś skazał ją za coś czego nie może sobie przypomnieć i skąd u niej ta pewność, iż jest właśnie w więzieniu?
 Jakby na potwierdzenie jej obaw gdzieś z prawej strony usłyszała hałas. Był to odgłos kroków, nieszybkich lecz również niespokojnych. Zwróciła głowę w tamtym kierunku, przed sobą ujrzała kurtynę długich metalowych krat, oddzielających cele od ciasnego korytarza. Po drugiej stronie znajdował się tylko kolejny mur.
 Kroki stawały się coraz głośniejsze, już niemal mogła wychwycić rytm nieregularnego oddechu. Gdy tajemniczy człowiek był już naprawdę blisko, dojrzała łunę światła, opierającą się o brudną ścianę na zewnątrz celi. Stawała się coraz większa i większa, aż w końcu jej oczom ukazał się ciepły i oślepiająco jasny płomień pochodni. Zaraz za nią, zza rogu wyłoniła się masywna ręką okryta płóciennym rękawem, a potem reszta barczystej sylwetki odzianej w jasno fioletowy płaszcz z niebieskimi ornamentami oraz szatę z wizerunkiem złotego lwa na piersi. Mężczyzna nie wyglądał na okaz zdrowia, miał lekko przygarbione plecy i jego włosy zaczęły powoli siwieć, widać było po nim również wielkopański styl życia, a konkretniej po odłożonej tu i ówdzie, pokaźnej tuszy.
 Na jej widok wyszczerzył szelmowsko zęby. Zwolnił kroku, ale nie zatrzymał się. Jego wzrok zdawał się przeszywać ją na wylot. Wyraźnie bawiła go sytuacja, w której znalazła się dziewczyna. Widać było zadowolenie na jego twarzy, gdy z pogardą spoglądał na pokraczną istotę, słaniającą się na nogach. Ciągle patrząc jej w oczy przekręcił głowę i palcem wskazującym przejechał po gardle.
 Otwarła szerzej oczy. Zapewne, gdyby nie sparaliżowane strachem mięśnie, zaczęła by rzucać się próbując wyrwać łańcuchy ze ściany. Tymczasem człowiek z pochodnią, odwrócił wzrok i ruszył dalej przed siebie, wciąż uśmiechając się do swoich myśli. Zanim odszedł dziewczyna na powrót zaczęła trzeźwo myśleć i w blasku gasnącego ognia obrzuciła pomieszanie szybkim spojrzeniem.
 Teraz widziała znacznie więcej, nie dość, że miała dodatkowe źródło światła, to jej oczy przestały już łazić i teraz mogła wyraźnie dostrzec kształty i kolory wszystkich elementów ją otaczających.
 W rogu pomieszczenia stał wysoki, do sufitu stóg siana, usypany zapewne dla innych więźniów, którym mniej skrępowano ruchy, aby mogli je podłożyć pod siebie podczas snu. To, jednak, co dostrzegła tuż koło niego zmroziło jej krew w żyłach. Tam był człowiek, najprawdopodobniej elf i to chyba pradawny, jak mogła poznać po rodzaju uszy. Leżał tam, a właściwie wisiał, przykuty do ściany. W pierwszym odruchu myślała, że nie żyje, jednak potem zaczęła dostrzegać nieprzypadkowe, miarowe ruchy jego klatki piersiowej. Spał.
 Był to mężczyzna, dość niski, jego brązowe włosy bezładnie opadały na twarz, której nie mogła dojrzeć.
 Zobaczyła w tym swoją szansę na ucieczkę. Nie miała jednak pewności czy nieznajomy okaże się jej sprzymierzeńcem czy też wrogiem, ale warto było spróbować, szczególnie biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znaleźli.
 Odwróciła szybko i niedyskretnie głowę w stronę korytarza, żeby ujrzeć, jak światło, w oddali, niknie, by potem całkiem zgasnąć przy wtórującym mu skrzypnięciu drzwi. Teraz wiedziała już w jakiej odległości od pomieszczenia, mniej więcej, się znajduje. Jednak nie to było jej głównym celem. Została jeszcze chwilę w bezruchu, by upewnić się, że w pomieszczeniu nie było już żadnych strażników. Mimo, iż do jej uszu nie trafiały żadne dźwięki oprócz kapiącej gdzieś ze ściany wody i odgłosów poranka, jakie zdało się słyszeć z okna wychodzącego prosto, na którąś z żywszych ulic miasta, nasłuchiwała bacznie jeszcze dobre kilka minut, zanim zdecydowała się wydusić z siebie pierwsze słowo. Kiedy upewniła się, że są sami, zdecydowała się wydusić z siebie pierwsze słowo.
 -Hej… hej- wyszeptała słabo i aż sama zdziwiła się jak brzmiał i jaką barwę miał jej głos. Po chwili doszła do wniosku, że tak naprawdę nigdy go nie słyszała, a jego wspomnienie uleciało z głowy wraz z innymi.- Hej, słyszysz mnie?- Powtórzyła raz jeszcze.
Echo jej głosu najwyraźniej dotarło gdzieś do podświadomości nieznajomego, gdyż z łatwością mogła zauważyć skurcz przebiegający przez jego ciało, gdy tylko się odezwała. On sam jednak, zdawał się być dalej nieprzytomny.
 Rozejrzała się po pomieszczeniu desperacko próbując znaleźć coś co mogłaby złapać między pięty i w niego rzucić, aby ten choć na chwilę wrócił do siebie. Na kamiennej podłodze nie ujrzała nic co mogło by jej w tym pomóc. Prze chwile czuła już katowską siekierę na jej szyi, gdy jednak spostrzegła się, że przecież czucie w palcach u nóg do niej wróciło. Niewiele myśląc, szybko zaczęła szukać na ziemi zbiorowiska większych kawałków kamyczków i żwiru. Gdy je znała napięła się do granic swoich możliwości żeby je dosięgną po czym zwinęła palce tak, aby utworzyły swoistą kieszeń. Wyginając ciało w jeszcze bardziej nienaturalny sposób, spróbowała dorzucić je do mężczyzny siedzącego naprzeciw niej. Udało jej się jednak nie wywołało to żadnej reakcji. Mogła się tego spodziewać. Musiała być głupia, by wierzyć, że drobny pył obudzi człowieka, który właściwie jedną nogą jest już w grobie, podobnie jak ona. Nie poddała się jednak i prawie histerycznie powtórzyła czynność kilka razy. W końcu ciałem elfa wstrząsnęły dzienne drgawki. Na chwilę przestała w niego miotać i o obserwowała co będzie się dalej działo. Gdy napad ustał, rozzłoszczona rzuciła żwirem raz jeszcze.
 Gdy tylko dotkną głowy chłopaka ten gwałtownie ją odwrócił w przeciwną stronę. Dziewczyna podniosła się entuzjastycznie i uważnie obserwowała każdy jego ruch. W końcu dostrzegła szansę na ucieczkę. Pierwszym odgłosem, który wydał był ciężki i szybki oddech, tak jakby przed chwilą wynurzył się spod wody, po czym dostał bardzo silnego napadu kaszlu. Miotał się i próbował zerwać z okowów, jednak na próżno. Napotkał na ten sam opór zimnego żelaza co wcześniej dziewczyna. Wydawało się, że bardzo cierpiał, musiał mieć chore płuca, prawie zwymiotował próbując je oczyścić, a gdy kaszel ustąpił wstrząsały nim silne dreszcze.
 Co jak, co, ale narobił hałasu, którego za wszelką cenę starała się uniknąć. Nie odczuwała jednak złości, bardziej… współczucie. Ona sama nie była w najlepszym stanie, ale widok tego mężczyzny, ledwo oddychającego, sprawił, iż znów poczuła się szczęśliwa z tego, że powietrze swobodnie może przepływać przez jej gardło. Przechyliła lekko głowę by móc ujrzeć jego twarz. Nie dostrzegła wiele oprócz tego co widziała wcześniej, tylko tyle, iż miał lekki, acz nie przypadkowy zarost. Na pewno nie był wynikiem przymusowego pobytu tutaj, a raczej świadomą decyzją stylistyczną, gdyż włosy trzymały się swojej, wcześniej wyznaczonej formy i nawet teraz, kiedy były pomierzwione i tłuste, można było z łatwością zauważyć, że są równo przycięte. Podobnie się miała rzecz na głowie. Fryzura była typowo elfia. Z przodu jego twarz okalały dwa luźno puszczone pasma o zdrowym, intensywnym i ciemnym odcieniu brązu. Z boku, dwa warkocze schodziły w spięty, w połowie wysokości głowy, kucyk. Był to idealny kompromis między starannym i schludnym wyglądem a praktycznością fryzury. Było to bardzo ważne dla elfów, nie tylko, jako znakomitych wojowników, ale także złodziei i zabójców. Włosy nie mogły przeszkadzać, mogły natomiast przesłaniać jedno oko, działając jak substytut opaski pomagającej zaadaptować się do poruszania w ciemnych pomieszczeniach, co również było mile widziane w fachu skrytobójcy. Tak naprawdę przestępcy z całego świata przejęli ten sposób od piratów, ale żaden się do tego nie przyzna.
 Czuła, że skądś zna tego człowieka, ale gdy na niego patrzyła widziała tylko pustkę, czystą kartę. Nie mogła siebie wyobrazić, jak bardzo są sobie bliscy. Dopiero co spotkała tego mężczyznę, a równie dobre mogła znać go już od wieków. Być może to on  jest winny jej obecnej sytuacji, a może to ona jego?
 Nie zastanawiała się nad tym długo bo nie miała czasu, gdyż w jednej sekundzie mężczyzna poniósł głowę i zamaszystym ruchem skierował swoja twarz w jej kierunku.
 Teraz czuła, jak spojrzenie czerwonych oczu niemal przewiercało ją na wylot. Widziała w nich zmęczenie, złość i… nagle to wszystko zniknęło, stały się mętne. W jednej chwili, jakby trafiony strzałą stracił cały wyraz. Twarz chłopaka dotąd spięta rozluźniła się, wzrok powędrował gdzieś w okolicę jej serca i spoczął na punkcie, na który dotąd nie zwróciła uwagi. Przyglądał się jej chwilę, bez żadnych emocji, po prostu patrzył. Odczuwała silny dyskomfort w tej sytuacji. Chciała zakryć się rękami, ale kajdany skutecznie jej to uniemożliwiały, skończyła więc w pół skulonej pozie ciągle wiercąc się i odwracając wzrok od współwięźnia, którego jeszcze przed chwilą, tak desperacko chciała ocucić. Tamten zawisł na łańcuchach, w taki sposób, że gdyby nie one upadł by już dawno na ziemię. Wyglądał, jak martwa kukła i gdyby nie to, iż od czasu do czasu mrugał, a jego klatka piersiowa wciąż miarowo podnosiła się i opadała, pomyślałaby, że jest trupem. Znów zaczęła się zastanawiać nad tym przez co obaj mogli przejść zanim znaleźli się tutaj. Nie pamiętała nic sprzed jej niedawnego przebudzenia, nawet jednego, zamazanego wspomnienia. Na próżno szukała wskazówki, która mogła by połączyć jedno w spójną i logiczną całość. Ludzie raczej nie często budzą się w jakimś zatęchłym, lochy, z utraconymi wspomnieniami i kompletnie bez wiedzy jak się tam znaleźli. Może po prostu zabawiła się zbyt mono zeszłej nocy i stan upojenia alkoholowego jeszcze nie miną? Ale w takim razie dlaczego strażnik zdawał się sugerować jej przyszłą i niedaleką egzekucję? Czy zrobiła coś nie całkiem świadoma swoich czynów i przez jeden głupi wybryk miała teraz stracić życie w ramach kary? Pozostawał jeszcze ten dziwny mężczyzna, którego twarz z każdą kolejną chwilą zdawała się jej bardziej znajoma, jednak nie na tyle by określić relacje ich wiążące.
 Postanowiła ponowić próbę kontakty ze współwięźniem, jednak zanim to zrobiła zawędrowała wzrokiem w stronę punkty na jej klatce piersiowej, w który tak intensywnie się wpatrywał. Ku swojemu zdziwieniu zauważyła, że z na jej szyki zawieszony jest średniej długości srebrny łańcuszek. Na jego końcu, w okolicach jej mostka spoczywał solidny, owalny medalion. Był skromnie zdobiony kilkoma roślinnymi motywami tuż przy samych krawędziach. Dziewczyna zauważyła malutki zatrzask, dzięki któremu, zapewne mogła by go otworzyć i sprawdzić co kryje się w środku. Machinalnie sięgnęła po niego po czym gwałtownie przypomniała sobie, że jej ręce są dalej skrępowane. To pomogło jej wrócić do właściwych myśli o ucieczce z aktualnego miejsca pobytu.
 Spojrzała raz jeszcze na elfa. Jego twarz powoli nabierała wyrazu, oczy nie były już zamglone i sprawiały wrażenie, iż nie tylko patrzą, a widzą. Zaczął nawet mrużyć powieki, czyli skupiał na czym wzrok, zatem zaczynał przynajmniej kojarzyć niektóre fakty. Zdawało jej się bowiem, że znajdował się teraz w podobnym stanie, jak ona zaraz po przebudzeniu. Musiał być tak bardzo zdezorientowany, jak ona skoro potrafił w tej chwili tylko patrzeć nie wykazując żadnych innych oznak życia. Nauczona swoim własnym kilku minutowym doświadczeniem, bo przecież reszty swojego życia nie pamiętała, postanowiła zalać go tak dużą ilością bodźców, jak to tylko możliwe.
 Oparła głowę o swoje ramię i wtrzymała na chwilę oddech. Gdy zebrała się w sobie wzięła wielki zamach swoją nogą i posłała chmurę pyłu powstałego z kurzu, piachu i żwiru wprost w stronę chłopaka. Sama zacisnęła przy tym powieki, ażeby do jej oczu nie dostały się żadne niepożądane substancje.
 -Hej obudź się, słyszysz jak do ciebie mówię!?- Z jej ust wydobył się krzyk, może nie, tak głośny, jak tylko mogła wytworzyć, ale na tyle nagły i hałaśliwy, że spokojnie mogła by nim obudzić trupa.
 Chłopak zdążył tylko lekko podnieść wzrok by spojrzeć na jej twarz, gdy w jego oczy uderzyła potężna, gęsta fala małych odłamków powodując przy tym ból porównywalny do bijania igieł w skórę. Jego reakcja była natychmiastowa, szybko zamknął oczy i zaczął się rzucać hałasując i naprężając łańcuchy trzymające go przy ścianie, tak bardzo, iż dziewczyna myślała, że zaraz uda mu się zerwać z żelaznych okowów i być wolnym. Wolnym, jak ona chciałaby teraz być.
 -Co ty robisz!?- Wykrzyczał do niej.- Zdrowa jesteś!?- Kontynuował miotanie się jeszcze przez chwilę, aż w końcu zdał sobie sprawę, że jego ruchy są skrępowane. Zasyczał parę razy a spod jego powiek zaczął już lecieć spory strumień łez. Po chwili znalazł sposób na oczyszczenie oczu przez przybliżanie twarzy raz do jednej, raz do drugiej ręki, a nie próbując dosięgnąć jej obiema dłońmi naraz, jak to usiłował, odruchowo, zrobić na początku.
 Teraz nie tylko źrenice, ale również białka mieniły mu się czerwienią w nikłym świetle podziemnej izby.
 Czuła się źle z tym faktem, ale nie mogła postąpić inaczej, ktoś musiał ją stamtąd wyciągnąć i był to ten mężczyzna!
 Nie mogła jednak od razu przejść do rzeczy, musiała wzbudzić w nim zaufanie, a o to zawsze ciężko, szczególnie po tym co zrobiła. Skuliła się więc trochę po czym zaczęła nerwowo wiercić wzbudzając pozory zakłopotanej. Na twarz przywołała wyraz, który według niej najlepiej udawał współczucie i szczery żal. Nie łudziła się, że jej to teraz pomoże, jednak mniej zaszkodzi niż wystawienie natychmiastowych żądań w stronę osoby nie będącej w lepsze sytuacji niż ona sama.
 -Wiesz co przepraszam- powiedziała przestępując z nogi na nogę.- J naprawdę nie chciałam ci zrobić krzywdy, myślałam, że dalej jesteś półprzytomny….
 Chłopak przestał pocierać na chwilę oczy i spojrzał na nią podejrzliwie.
 -A co, jakbym rzeczywiście był nieprzytomny? Miałaś zamiar zafundować mi terapię szokową czy poczekać, aż moje oczy zaczną krwawić?
 Cofnęła głowę, a zielone oczy spiorunowały go i przeszyły niemal na wylot. Zmarszczyła brwi i nabrała powietrza w policzki. Nie będzie jej jakiś więzień zadawał ironicznych pytań. Nie wiedzieć czemu ton jego głosu wzbudził w niej poirytowanie, co sprawiło, iż coraz bardziej zaczynała wierzyć w to, że nie jest to ich pierwsze spotkanie. Już miała mu odpowiedzieć ciętą ripostą, ale przerwał jej zanim zdążyła otworzyć usta.
 -Dobrze, zresztą nieważne- zreflektował się mężczyzna. Zamilkł na chwilę ukradkiem oglądając izbę. Po chwili znowu podjął.- Kim… ty w ogóle jesteś?- Spytał patrząc na nią spode łba.
 Zawahała się.
 -Co masz na myśli?- Odparła.
 Na twarzy jej współwięźnia pojawił się gorzki grymas. Najwidoczniej nie był zadowolony, iż dziewczyna nie chce lub nie potrafi udzielić mu odpowiedzi na to pytanie.
 Zrobił wydech.
 -No to, że jesteś więźniarką to wiem- zaczął,- ale interesuje mnie jak się tutaj dostałaś? Jak masz na imię? Cokolwiek?- Zadał pytania po czym zreflektował się. Nie każdy mu się od razu dzielić prywatnymi informacjami z nieznajomymi, a szczególnie w takim miejscu, tym bardziej, że nie mógł przypomnieć sobie co tu tak właściwie robi i czy zna osobę przykutą po drugiej stronie pokoju.- Wybacz moją ciekawość o pani, lecz nieczęsto nie często widuje się elfy w takim stanie, nawet Pradawne- zakończył, zastanawiają się skąd to wie.
 O dziwo dopiero on uświadomił jej swoje własne pochodzenie. Do tej pory nie zwróciła na to uwagi, będąc bardziej zajęta paniczną chęcią ucieczki, ale tak… była elfką. Wiadomość ta mogła okazać się bardzo przydatna z racji na rasę jej rozmówcy. W końcu chyba nie porzuci kogoś swojego rodzaju, czyż nie?
 -Mogę powiedzieć to samo -zawtórowała,- szczerze mówiąc to obudziłam cię bo miałam nadzieję, że ty coś wiesz o obecnej sytuacji- powiedziała to najmilej, jak tylko mogła, jednak gdy tylko podniosła wzrok pierwsze co napotkała to zionące gniewam czerwone oczy.
 -Mówisz, że naraziłaś mnie na utratę wzroku bo chciałaś wiedzieć dlaczego tu jesteś!?- Wykrzyknął.
Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona tym, że jej szczera chęć poprowadzenia kulturalnej dyskusji spełzła na niczym.
 -Przepraszam cię bardzo -zaczęła z wyrzutem,- ale chyba mam prawo być zaniepokojona swoją obecną sytuacją!
 Poczuł jak zbiera się w nim agresja. Już miał się na nią wydrzeć, kiedy zdał sobie sprawę, że powoli wraca my czucie w kończynach. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi lecz teraz wyraźnie mógł stwierdzić, że coś niemiłosiernie ostrego wbijało mu się w nogę.
 Szybko odwrócił wzrok od swojej towarzyszki ignorując jej pytające spojrzenie. Ciągle wsparty na żelaznych ogniwach zakończonych kajdanami, zaczął miotać się próbując podnieść swoją stopę najwyżej jak tylko potrafił.
 Elfka przyglądała się temu widowisku bardzo uważnie. Nie była pewna czego jest właśnie świadkiem, jedyne o czym mogła myśleć to kaleki pies, nieudolnie próbujący wygonić pchły zza swojego ucha.
 Chłopak jednak kontynuował szarpaninę z samym sobą, a z w końcu udało mu się. Dokonując iście gimnastycznego wyczynu, zdołał dźwignąć soją stopę na taką wysokość, by móc sięgnąć cholewki swojego wysokiego, zniszczonego buta. Kiedy był już we w marę stabilnej pozycji, palcami zaczął przesuwać do jego wnętrza. Dziewczyna nie przestawała wgapiać się w niego z niemałym zdziwieniem na twarzy. Po chwili jednak przerodziło się ono w radość, a wątpliwości ją opuściły ustępując miejsca nadziei.
 -Myślę, że tego możemy użyć- powiedział mężczyzna bardziej do siebie. W ręku trzymał jeden, samotny wytrych. Uśmiechnął się do swoich myśli ciągle lustrując długi, cieniutki przedmiot, który jeśli dobrze użyty, gwarantował wolność, a przynajmniej na jakiś czas.
 -No pośpiesz się, nie gap się na to jak na świętość!-Krzyknęła zniecierpliwiona kobieta.
 Ten tylko się zreflektował i ze skwaszoną miną zabrał się do otwierania zamka. „Świętość”- chodziło mu po głowie, powinna bardziej szanować coś co jest jej ostatnią deską ratunku. Nie czekając na kolejne ponaglenia ze strony dziewczyny, dźwignął się, żeby mieć okowy na wysokości wzroku. Łańcuch był na tyle długi, że mógł z łatwością operować swoimi kończynami. Zaczął od oględzin, kajdany były zamykane na kłódkę, co bardzo ułatwiało mu sprawę. Nie było tutaj typowego zamka więc nie potrzebował dodatkowego narzędzia, którym wywierałby nacisk. Zamiast tego przycisnął kłódkę palcami drugiej ręki i w końcu przeszedł do właściwej części. Wsunął cienki wytrych i począł szukać przełącznika. Już po chwili natrafił na właściwe wgłębienie, czemu towarzyszył charakterystyczny grzyt metalu, a na ziemie, u jego stóp upadł ów zamek.
 Sparaliżowany nagłym i głośnym dźwiękiem zaczął nasłuchiwać czy, aby nie zwrócił na nich uwagi niepożądanych świadków. Pomieszczenie jednak nadal wydawało się względnie ciche, więc powoli począł uwalniać, z żelaznych okowów, drugą rękę.
 Gdy był już wolny ostrożnie wysunął jedną nogę przed siebie, robiąc krok. Próbował wybadać grunt, na którym stał i zastygnął chwilę balansując i próbując odpowiednio wyważyć ciężar ciała, by nie upaść i nie narobić więcej hałasu. Kiedy poczuł się już w miarę pewnie na własnych nogach, ochoczo ruszył w kierunku swojej towarzyszki, z zamiarem oswobodzenia jej.
 Zatrzymał się jednak w półkroku.
 Dlaczego miał jej pomagać? Przecież jej nie znał, nie wiedział dlaczego tu jest i czy zaraz nie rzuci się na niego, mordując go gołymi rękami. Zawahał się na moment. Co jeśli to przez nią znalazł się w tym więzieniu? Nie, nie mógł jej tak po prostu zaufać, musiał mieć gwarancje, że nie będzie tego żałował
 Dziewczyna zauważyła jego wahanie. Krew uderzyła jej gwałtownie do głowy, tak że przez chwilę w uszach miała tylko szum. Znów starał się przybrać maskę przyjaznej, jednak jej skrzywiony wyraz twarzy łatwo demaskował niepokój, z jakim musiała się teraz zmagać.
 -Hej- zaczęła,- co się dzieje? Na co czekasz? Wypuść mnie a razem stąd uciekniemy- jej głos drżał, pełen trwogi. Nie mogła sobie pozwolić, aby zostać sama choć wiedziała, że nieznajomy i tak nie ma większego wyboru niż oswobodzić ją, gdyż mimo względnej wolności dalej, tak samo jak ona, znajdował się klatce.- Posłuchaj nie mam…
 Nie zdążyła dokończyć, kiedy nagle usłyszeli, jak drzwi w głębi korytarza otwierają się z głośnym hukiem, uderzając o murowaną, kamienną ścianę.
 Oboje byli w szoku. Wystarczyło jedno porozumiewawcze spojrzenie by porzucić wszelkie wątpliwości i zacząć działać razem.
 - Nie mów mi o pastorze! Jak będę chciał to sam wytłukę to ścierwo, aż w końcu zniknie z powierzchni…
 Głos mężczyzny stopniowo cichł, jakby zaczynał się uspokajać lub odchodził coraz dalej, aż w końcu zniknął w czeluściach komnaty. Nie zamierzali czekać na lepszy moment. Chłopak szybo rozprawił się z kłódkami trzymającymi dziewczynę w okowach i po chwili stała już koło niego z całkowitą swobodą ruchów. Wciąż pozostawało jednak pytanie, jak mają opuścić cele? Musieli to zrobić zanim strażnicy zorientują się o ich uwolnieniu. Nie mieli na to wile czasu, gdyż gniewne okrzyki znów przybrały na sile.
 -… w końcu mamy to za sobą…- choć wciąż były ledwie słyszalne stawały się głośniejsze z każdym słowem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz